Podróż do Tokio i Seulu – dzień po dniu
Do Tokio dolecieliśmy bezpośrednio z samolotem linii lotniczych LOT – czas lotu to ok. 10 godzin. Ponieważ przelot był opóźniony (naprawa samolotu na lotnisku w Warszawie, która notabene odbywała się na naszych oczach!), po wylądowaniu od razu udaliśmy się na lunch – na dzień dobry smaki włoskie, aby żołądki nie doznały szoku po podróży 😉. Pierwszy wieczór w Tokio spędziliśmy w restauracji Gonpachi Nishiazabu, w której po prostu trzeba być – fani twórczości Quentina Tarantino, rozpoznali wyjątkowe, drewniane wnętrza z pamiętnych scen filmu Kill Bill, które tu zostały nakręcone. Dwa kolejne dni były przeznaczone na poznanie samego Tokio oraz miasta Nikko, trzeciego po dawnych stolicach Kioto i Nara, zabytkowego centrum Japonii, zlokalizowanego 140 km od Tokio. W Nikko odwiedziliśmy sintoistyczny kompleks świątynny Tosho-gu wpisany w 1999 r. na listę UNESCO. Drugi wieczór w Tokio upłynął na spontanicznym wypadzie do słynnego Golden Gai w dzielnicy Shinjuku – ta plątanina wąskich uliczek z maleńkimi barami izakaya, które mieszczą dosłownie kilku klientów jest jednym z najbardziej klimatycznych miejsc na wieczór w tym mieście. W Tokio zdecydowaliśmy się na całodzienne eksplorowanie miasta i przemieszczanie się metrem, które budzi naszą europejską ciekawość. Nie zabrakło dzielnicy Shibuja ze słynnym skrzyżowaniem, świątyni Asakusa Kannon wraz z klimatyczną uliczką handlową Nakamise. Na zakończenie dnia i pobytu w Japonii popłynęliśmy tradycyjną łodzią Yakatabune w rejs po zatoce Tokijskiej. Towarzyszyło nam karaoke, sushi, sashimi i tempura – bardziej tradycyjnie się już nie dało!
Kierunek podróży – Seul!
Tym samym pożegnaliśmy Tokio i przemieściliśmy się do Seulu – 2,5 godziny lotu i koła samolotu dotknęły płyty lotniska Gimpo. W Korei Południowej spędziliśmy trzy pełne dni. Wszyscy byliśmy zgodni potraw mięsnych z grilla i takiej ilości pysznej kawy się nie spodziewaliśmy! A do tego ekstremalny wręcz porządek szczególnie w miejscach publicznych. Odwiedziliśmy Pałac Gyeongbokgung z piękną artystyczną zmianą warty, dowiedzieliśmy się wszystkiego o żeń-szeniu, spacerowaliśmy po klimatycznej uliczce Insadong i oczywiście hurtowo kupowaliśmy słynne koreańskie kosmetyki i zabawne skarpetki na Myeongdong. Gwoździem programu była oczywiście wizyta w DMZ. To zawsze najciekawszy akcent wizyty w Korei. Ta powstała w 1953 roku strefa oddzielająca Koreę Południową z Koreą Północną ma 4km szerokości 238 km długości. Mimo, że w nazwie jest “zdemilitaryzowana”, jest to w rzeczywistości najbardziej umocniona i uzbrojona granica na świecie. Wysłuchanie i zrozumienie zawiłości historycznych tego regionu świata, wzmocnione odwiedzeniem miejsca granicznego było niesamowitym doświadczeniem. Po tych emocjach spędziliśmy wieczór na rejsie po rzece Han – z muzyką i pokazem świetlnym.
Wszystko co dobre szybko się kończy!
Ostatni dzień w Korei Południowej upłynął pod znakiem podróży. Pierwszym przystankiem było Suwon i mury fortecy Hwaseong, jednego z najważniejszych zabytków Korei Południowej, który figuruje na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Z samej twierdzy niewiele zachowało się oryginalnych elementów ale opowieści były bujne i zupełnym przypadkiem dowiedzieliśmy się jak w Korei oznaczane są mieszkania do wynajęcia lub sprzedaży – a mianowicie wypuszcza się nad nimi balon, który widać z daleka. Drugą część dnia spędziliśmy w Yongin, gdzie została odtworzona tradycyjna zabudowa wioski koreańskiej i odbywają się różne pokazy, mówiąc po naszemu – skansen. Ostatni wieczór pożegnalny musiał być specjalny. W zawiązku z tym plan zakładał, że nasza świetna polska grupa zamieni się na tę jedną noc w jeszcze świetniejszą grupę ale…koreańską 😊 I tak na tradycyjną kolację w JinJinbara z typowym menu koreańskim składającym się z bagatela – trzynastu (!!!) dań wkroczyło 27 osób o europejskich rysach lecz wystrojonych w różnobarwne miejscowe stroje hanbok. Byliśmy prawie nie do rozpoznania 😉. Wszystko co dobre, zwykle szybo się kończy i tak pozostał nam transfer na lotnisko Seul-Incheon (jedno z najruchliwszych na świecie), 10,5 godzinny lot i witaliśmy się z Warszawą.